25.08.2013

25.08.2013 - siewki znad Wisły

Nie udało się w środę, więc przesunęliśmy wypad na dzisiaj (niedziela). Ogólnie bardzo mi się podobało, chociaż liczyłam na trochę więcej ptaszków - w sumie za późno zaczęłam czekać pod siatką, ale teraz już wiem, jakich błędów nie popełniać w przyszłości.
Dzień przed wyprawą wysłuchałam trochę nagrań siewkowych głosów. Zrobiłam sobie też dwie pomoce w rozpoznawaniu, które prezentuję poniżej:

Sieweczki w szacie juwenalnej
1. Łęczak Tringa glareola
2. Samotnik Tringa ochropus
3. Brodziec piskliwy Actitis hypoleucos
4. Krwawodziób Tringa totanus
5. Brodziec śniady Tringa erythropus
6. Kwokacz Tringa nebularia
Dotarliśmy na miejsce (znów Wyspy Zawadowskie koło K. Okrzewskiej) w okolicach 5:30. Najpierw przespacerowałam się po okolicy, żeby znaleźć odpowiednie miejsce. Siewki były reprezentowane przez śmieszki i od czasu do czasu duże mewy, ale pojawił się też kwokacz, później także łęczak.

Już po szóstej zaczęłam czekać pod siatką. Słychać było dzięcioła zielonego, pliszki szalały, brodźce śniade nawoływały z daleka wdzięcznym "ciu-ji!"

6:30
Obserwowałam wzmożoną aktywność ryb w zatoce.

7:00
Przyleciał piskliwiec. Szedł po brzegu zatoczki w moją stronę. Przyleciał drugi.






Później
W płytkiej wodzie nieopodal wylądował piękny kwokacz. W odległości ok. metra ode mnie usiadła pliszka.






Z piskliwcem.
Trochę tego mało, ale myślę, że następnym razem będzie lepiej. W te wakacje już nie, ale może we wrześniu albo październiku.
Będzie ciekawie.

Pozdrawiam,
Emilka 

19.08.2013

Wyspy Zawadowskie

Tego lata postanowiłam sobie, że wyciągnę rodziców do rezerwatu Wyspy Zawadowskie. Parę dni temu próbowaliśmy z tatą ogarnąć dojazd od strony Wału Miedzeszyńskiego - bezskutecznie. Nie udało nam się dostać do Wisły z prawego brzegu, ale przedwczoraj odwiedziliśmy Wyspy, zatrzymując się w okolicach Kępy Okrzewskiej. Byliśmy tam po południu, żeby tylko zobaczyć, a później rano nie zabłądzić. A więc ten wpis to sumie mała zapowiedź - dopiero czeka mnie obserwowanie siewek wczesnym rankiem. Mimo, że tamtego dnia nie liczyłam na ptaki (gorący wieczór + dwie grupy ludzi), to udało mi się zrobić parę zdjęć sieweczce (która okazała się juv. rzeczną). To moja "terenowa życiówka" - złapała się kiedyś na Siemianówce, ale dotąd nie widziałam jej w terenie.

Wrzucam parę środowiskowych fotek. Jestem z nich całkiem zadowolona, biorąc pod uwagę fakt, że było to wieczorem, a sieweczka to niezbyt łatwy cel - wprawdzie nie była bardzo płochliwa, ale cały czas "wybiegała z kadru", w dodatku jej upierzenie stanowiło świetny kamuflaż. W wielu momentach pewnie w ogóle bym jej nie zauważyła, gdybym nie wyśledziła, gdzie ten ptaszek akurat się ukrył.





A więc "właściwa" wyprawa na Wyspy Zawadowskie - coming soon ;)

Pozdrawiam,
Emilka


PS. Fotoatlas zaktualizowany! :)
PS2. Właśnie zostało wstępnie ustalone, że odwiedzam Wyspy pojutrze, czyli w środę 21.08. Może się to jeszcze zmienić, ale jeśli ktoś chce dołączyć - koniecznie dajcie znać! :)

12.08.2013

Gramotne - część druga.

A więc - oto dalsza część relacji z Podlasia.

W poprzednim poście nie dokończyłam jednego dnia; skończyło się na kajakach. Spływ był bardzo spokojny, żeby nie powiedzieć: monotonny. Przed wpadnięciem Narewki do Narwi w wielu miejscach można było położyć się na plecach i mimo to mieć głowę nad wodą. Narew również była niezbyt głęboka. Przepłynęliśmy kilkanaście kilometrów; otaczały nas szuwary. Ptaków prawie nie było, poza nielicznymi pliszkami siwymi i milczącymi wróblakami znikającymi w zaroślach.
Rzeka zrobiła się kręta i w wielu miejscach pojawiły się trawiaste półwysepki. Na jednym z nich siedział niewielki ptak. Prąd nie był silny - kajak udało się zatrzymać. Ptak na szczęście nie był płochliwy i pozwolił na zrobienie wielu zdjęć. Tym ptakiem był łęczak. Wyglądał następująco:







Następnego dnia wstaliśmy o trzeciej i pojechaliśmy na obóz ornitologiczny Akcji Siemianówka. Trafiliśmy akurat na pierwszy obchód (przed piątą). Tego dnia łapały się głównie pokrzewki. Niestety nic nie złapało się w drapolówki.
Błotniaki co jakiś czas się pokazywały. Z trzcinowisk dawały o sobie znać bączek i przepiórka.

Para błotniaków stawowych (i gęsi ;))


Samiec błotniaka stawowego.
Mimo mało owocnego dnia, było super. Ucieszyłam, że mogłam na powrót poczuć ten Siemianówkowy klimat - ten sam, który panował tam dwa lata temu.
Wróciliśmy do gospodarstwa o ok. szóstej wieczorem.
Codzienne bardzo wczesne wstawanie zaczęło skutkować osłabieniem. Zdałam sobie z tego sprawę po okropnym krwotoku z nosa. Moje oczy były zaczerwienione i podkrążone.
Poszłam spać; śniła mi się zmutowana laleczka Chucky i jakiś szary trup.
Coś było nie tak.
Następnego dnia zerwaliśmy się jednak z łóżek, ale nieco później, bo już trochę po świcie. Na miejscu okazało się, że przegapiłam kszyka, który wpadł do drapolówki przed pierwszym obchodem. Cały czas liczyłam na jarząbka. Żaden się nie złapał, ale dostałam piórko ;)
Tego dnia było znacznie ciekawiej - do godziny siedemnastej złapały się chyba wszystkie pokrzewki (jarzębatka nie zawiodła), a także trzciniak, trznadel, dwa czyże i... brzegówka. :)
A także moje ukochane gąsiorki. ;)

Porównanie - po lewej młody, po prawej samica.
Kolejny ranek w terenie nie dał niczego ciekawego. Wstawiam jedynie zdjęcie gąsiorka o świcie oraz oknówki.



Tego dnia wybraliśmy się do Białowieży zobaczyć zagrody ze zwierzętami. Zagrody były robione z myślą o zwierzętach, nie ludziach, którzy je oglądają, co jest niewątpliwie lepsze, jednak nie daje zbyt dobrych warunków do obserwowania ich.
Zagrody były odwiedzane przez zięby.



Wpadliśmy też do muzeum przyrodniczego w Białowieży, chociaż wahaliśmy się nad tym długo - i, jak się okazuje, niepotrzebnie. Wystawa jest świetnie zorganizowana. Wejście jest możliwe tylko w grupie z przewodnikiem, który prowadzi przez ciemny korytarz i rozświetla kolejne ekspozycje. Powoli zapalające się światło przywodzi na myśl spokojny świt; daje to niezwykłe wrażenie. Foty są, jakie są.





Później zobaczyliśmy stare dęby polskich królów. Gdy jechaliśmy przez las, za oknem pojawił się żubr! W odległości nie więcej niż 10 metrów stało wielkie, ciemne zwierzę. Zatrzymaliśmy się - próbowałam zrobić zdjęcie, ale zwierz powoli się wycofał, ginąc wśród drzew.

Puszcza.
W przeddzień wyjazdu odwiedziliśmy taras widokowy.

Śpiewak widziany po drodze.

Na miejscu słyszeliśmy wrzask zza lasu, a potem sylwetkę drapieżnika. Był to myszołów. Do niego dołączył drugi myszołów, również krzycząc. Krzyczały sobie te myszołowy i krążyły nad nami przez dobre dziesięć, piętnaście minut. Jeden myszołów był całkiem typowy:


Drugi był bardzo jasny:

Myszołowiowy strzał życia! :d



Nie pamiętam w którym momencie to się stało, ale jakoś po południu: na drodze przed nami pojawiły się, uwaga, dwa niewielkie kuraki (!). Było to w środku albo prawie w środku lasu. Gdy zatrzymaliśmy się, umknęły w bok, znikając za drzewami. Przez chwilę pokazały głowę z boku; pamiętam jakiś jasny rysunek (w sumie w pamięci bardziej mi się kojarzy z przepiórką, ale z pamięcią bywa różnie). Mignęły też rozłożonymi skrzydłami. Skrzydła były dość ciemnobrązowe - pamięć się upiera, że wręcz kasztanowe. Problem polega na tym, że wszystko stało się zbyt szybko, żebym mogła mieć pewność do czegokolwiek. Czy mogło to być coś innego, niż jarząbki?

Pojechaliśmy na wieżę widokową nad Siemianówką. Miejsce to nazywało się Maruszka - to w tych okolicach dawniej był obóz Siemianówka.

Stawowy, 2l.?
Następny dzień był dniem wyjazdu. Rano zdążyłam udać się na wyprawę do lasu. Zjadłam śniadanie w postaci leśnych jagód i gorzkawych jeżyn. Spędziłam tam jakieś trzy godziny. Słyszałam trochę głosów - jakieś wilgi, jakiś dzięcioł czarny, parę dużych. Wiele głosów nie słyszałam nigdy wcześniej. Na przykład "riu-riu-riu-riu-riu-riu", które potem znacznie przyspieszyło, przywodząc na myśl pisk opon.
Niestety, nie zobaczyłam nic ciekawego. A więc na zakończenie, zamiast zdjęcia jarząbka, wstawiam żubra w lesie:


Pozdrawiam,
Emilka

6.08.2013

Gramotne (28.07 - 04.08) - część pierwsza ;)



Ostatnio trochę mnie nie było w Warszawie. Pojechałam z wujkiem i ciocią do wsi Gramotne niedaleko ujścia Narewki do Narwi. O tym, że mogą mnie zabrać ze sobą, dowiedziałam się na ok. godzinę przed odjazdem, więc nie zdążyłam zrobić zapowiedzi na blogu - mogłam się tylko szybko spakować.
W godzinach popołudniowych dojechaliśmy do gospodarstwa agroturystycznego. Około dziesięć metrów od domu bociany miały gniazdo z mocno podrośniętymi już młodymi.


Kotek :D
 Ptaków było sporo. Już w połowie turnusu byłam bardzo zadowolona. Gzów i komarów niestety też nie brakowało. :/
Postanowiłam jednak jak najlepiej wykorzystać tą świetną okazję - codziennie wstawałam o ok. czwartej w imię zasady "wyśpię się w Warszawie" i w towarzystwie Pimpka (psa gospodarzy), a także uzbrojona w aparat i sprej na komary, udawałam się w okolice rzeczki. W poniedziałek rano słyszałam zza lasu klangor, ale ani wtedy, ani później nie próbowałam znaleźć żurawi. Klangor, jako dźwięk bardzo wysoki, ma to do siebie, że zdaje się dochodzić z dwudziestu różnych kierunków i jednocześnie z żadnego konkretnego. Starałam się bardziej skupiać na wróblakach, które mam blisko.
Jako pierwsze w oczy rzuciły mi się srokosze (na szczęście tylko w przenośni). Często na jednym drucie siadały trzy, cztery osobniki. Przysiadały też na gałęziach.


 Były i gąsiorki. Na krzakach przy drodze siadały trznadle, a nad rzeką pojawiły się brzegówki i dymówki. Uważnie przyglądałam się każdej pliszce w poszukiwaniu cytrynki, ale nie tym razem.
Z pobocza drogi uciekła mi siewka. Niestety pokazała się od nie do końca tej strony, którą bym chciała zobaczyć; była raczej spora i brązowa, nie wykluczyłabym bekasa. Na ogon nie zwróciłam uwagi.

W ciągu dnia pojechaliśmy na rowerach zobaczyć Siemianówkę (zachodni brzeg). Tam również pojawił się jakiś bekas, ale był to tylko lecący ciemny kształt.
W drodze powrotnej przystanęliśmy na małym moście. Moją uwagę przykuł ptak lądujący na trawniku na terenie sporej działki. Pewnie nie zauważyłabym go, gdyby nie to, że miał niezwykle kontrastowe skrzydła. Ten ptak był moim pierwszym dudkiem :)




Następnego dnia w terenie było znacznie ciekawiej - postanowiłam nie oblatywać wszystkich ciekawszych punktów w krótkim czasie, tylko uzbroić się w cierpliwość (mocno nadwerężoną już przez wszędobylskich krwiopijców), zaszyć się w krzakach i poczekać, aż coś się pokaże. Miałam widok na krzew, który upodobały sobie trznadle. Prawie usiadła na nim rokitniczka, ale zauważyła mnie i błyskawicznie odleciała.
Pierwszy błąd - brak siatki maskującej.
Udało mi się jednak zrobić zdjęcie potrzosowi, który usiadł nieco dalej.




Pliszki
Dzwońce
Młoda pliszka żółta
Gąsiorek
Trznadel



Wydostałam się z krzaków i zaczęłam iść do domu; dwa drapole krążyły, wolno przesuwając się w moją stronę. Coś kazało mi myśleć że jeden z nich, w odróżnieniu od drugiego, nie jest myszołowem. Ptaki przeleciały dokładnie nade mną, w pięknym świetle - w stosunku do takich warunków zdjęcia są kiepskie, ale na jednym widać jasne oko. Kolejna życiówka - trzmielojad :)

Najlepszy strzał, mimo, że tu ptak znajduje się dalej, niż na poniższych zdjęciach.

W towarzystwie ciemnego myszołowa (?).
Tego samego dnia poznałam bardzo sympatyczną rodzinę ptasiarzy, którzy mieszkali w tym samym gospodarstwie. Wskazali mi krążącego wysoko nad podwórkiem orlika krzykliwego.




Później wyskoczyliśmy na kajaki - nasza trasa obejmowała Narewkę, a później Narew, aż do miejscowości o tej nazwie. Po drodze udało mi się zrobić sesję zdjęciową bardzo miłego ptaszka, którą pokażę w drugim poście z wyprawy.

A więc część druga - coming soon ;)

 Pozdrawiam,
Emi