1.06.2013

Arkadia, sobota 01.06

O 6 rano zadzwonił budzik. Nie mogłam wstać, potrzebowałam jeszcze paru minut. Po jakimś czasie zerknęłam na zegar i z przerażeniem stwierdziłam, że jest już po siódmej.
Ogarnęłam się i poszłam na autobus. Po dwóch przesiadkach byłam już pod wejściem do parku. Minęła dziewiąta i czułam się okropnie. Nie padał deszcz, ale było bardzo pochmurno i ciemno.

Z jednego drzewa odzywał się dzięcioł. Wydawał z siebie nieprzerwaną serię pisków o bardzo wysokiej częstotliwości, przez co ciężko było go namierzyć. Byłam jednak na 90% pewna, że znajdował się na drzewie, przy którym stałam.

Nie udało mi się go wypatrzyć, więc poszłam dalej, w kierunku stawów. Bernikla kanadyjska, która gościła tam od jakiegoś czasu, poleciała gdzieś indziej. Po jednym ze stawów pływała krzyżówka z ośmioma małymi. Na innym biły się łyski. Widać było łysiątka, piszczące wniebogłosy.





Wróciłam do drzewa, z którego wciąż słychać było dzięcioła. W końcu zauważyłam dorosłego, który od czasu do czasu przylatywał do dziupli. Był ciemnobrązowy. Zrobiłam zdjęcie i przyjrzałam się. Okazało się, że to po prostu bardzo brudny dzięcioł duży.


Pozdrawiam.
Emi

1 komentarz:

damian pisze...

Przyjemnie się patrzy na takie kaczątka :)
Pozdrawiam