17.10.2012

Siemianówka

W weekend wyskoczyłam z mamą na Siemianówkę, bo w wakacje się nie udało. Było super - chociaż bez życiówek, to parę fajnych gatunków było ;)
Wyjechałyśmy w piątek po południu. Jako że coraz wcześniej zapada zmrok, dojeżdżałyśmy oczywiście w kompletnej ciemności. W dodatku towarzyszyła nam mgła, którą można było prawie kroić. Nie znałyśmy drogi jeszcze na tyle dobrze, żeby dojechać bez przygód. Przez bardzo długi czas próbowałyśmy odnaleźć się w tych egipskich ciemnościach. Często życie ratowały nam odblaskowe słupki, które jednak w pewnym momencie się skończyły. Dochodził też lęk, że w pewnym momencie drogę zastąpi nam Slenderman lub coś w tym stylu. Sytuacja w najmniej dramatycznych momentach wyglądała mniej-więcej tak:


Jednak później, dzięki instrukcjom taty, udało nam się dojechać. Na miejscu zastałyśmy trzy osoby (Tomka, Kasię i Piotra). Dowiedziałam się, że, niestety, nie ma już obchodów na krowich wyspach więc na bekasika nie ma szans.
Na poranny obchód o 6:30 wybrałam się z Kasią. Parę rudzików, ze dwa strzyżyki, modraszka, pełzacz leśny. Później złapał się... krogulec! :) Był to mój pierwszy "trzymany" drapol. Piękny ptak, fajnie go było widzieć z tak bliska.
W sieci wpadały głównie rudziki, sikorki, zdarzały się też mysikróliki, strzyżyki, pokrzywnice...




Fotka musi być.

Mysi Król - piękny samiec.

Pojechałyśmy jeszcze tego dnia do sklepu. W drodze ujrzałyśmy dwa drapole. Jeden mógł być rybołowem, bo na początku przypominał mi ogromną mewę. Drugiego nie udało mi się oznaczyć.

W niedzielę odwiedziłyśmy krowie wyspy. Poziom wody był bardzo niski, więc na początku trzeba było iść spory kawałek przez pole.

 


Na początku pojawił się srokosz. Po jakimś czasie spostrzegłam sporą grupę łabędzi krzykliwych.
Starałam się do nich podejść, jednak nie było to łatwe. Zaczęły na mnie trąbić, po czym poleciały. Zostało tylko kilka.






Przeleciało też parę kruków.

Skierowałam się w stronę gęsi, te jednak były zbyt czujne i szybko poleciały. Było to trochę nieuprzejme z ich strony. No bo człowiek próbuje podejść do stada gęsi, które jednak w porę go zauważają i odlatują z krzykiem razem z kilkoma czaplami siwymi i białymi. Alarmują tym pobliskie stadka, które do nich dołączają i chwile potem niebo jest zapełnione lecącymi ptakami różnych gatunków. Widzą to czajki, postanawiają więc uciec z innymi ptakami. Człowiek próbuje do nich podbiec, aby uchwycić aparatem choć część tego widowiska, gdy spod nóg wylatuje mu stado pliszek. Człowiek zatrzymuje się, tupie nogą i mówi, że "już gorzej być nie może". Nie uchodzi to uwadze kaczek, które tylko czekały na to hasło i wówczas wyfruwają z trzcin jak jeden mąż, śmiejąc się i pokwakując. Uczucie, które temu towarzyszy jest poczuciem bycia przytłoczonym ze wszystkich stron taką potworną niemocą. Jest to gorsze niż patrzenie, jak ktoś wsadza sobie do ust ostatni kawałek sernika i śmieje nam się prosto w twarz.

Przyznacie, że w takich warunkach ciężko jest podejść cokolwiek:


 Cytrynka? (wreszcie? Po tylu latach...? :D)

Jakie to gęsi?
 
 Krowie, ale już nie wyspy.




Pozdrawiam,
Emi

2 komentarze:

Janek pisze...

Gęsi - białoczelne. Pliszka - chyba znów doznasz rozczarowania ;). Wg mnie :/

Anonimowy pisze...

Fajny wypad, blisko miałaś krzykliwce, a i krogul w łapach lepszy niż bielik w locie ;)